Zasznurowana Zasznurowana
424
BLOG

Ciało, które mówi - cz. 6 (bierny opór)

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 6

Zabierałam się za pisanie na ten temat, kiedy trafiłam na Onecie na artykuł o anoreksji, w którym znajduje się taki, dość lakoniczny, fragment:

Niezrozumienie nastolatka, próba realizacji niespełnionych ambicji rodzica za pośrednictwem dziecka, narzucanie zadań, którym młody człowiek nie potrafi sprostać – tak się zaczyna. Dziecko zaczyna się wewnętrznie buntować. Jest ambitne, więc spełnia oczekiwania rodzica, ale w głębi duszy się buntuje. Z czasem pozwala sobą coraz bardziej manipulować, aż dochodzi do wniosku, że już sam o sobie nie decyduje. Jedyną formą wewnętrznej manifestacji jest próba zapanowania nad własnym ciałem. To, z czasem, staje się jedyną rzeczą, nad którą sam można zapanować i samemu decydować o jego dalszym losie. A los bywa wtedy okrutny.


Piszę, że jest lakoniczny, ponieważ kryje się pod nim bardzo głęboka treść. I tak się składa, że w tym wpisie miałam umieścić niemal identyczne stwierdzenia, dotyczące mnie samej i mojej historii, choć niedotyczące problemów z odżywianiem. 

Tak jak dla anorektyka anoreksja jest formą nieuświadomionego buntu, tak dla mnie jego wyrazem było lenistwo, to znaczy tak nazywała to moja matka. Szło o to, że od najwcześniejszych lat życia (chyba jeszcze będąc w żłobku) słyszałam pod swoim adresem zarzuty o to, że jestem śmierdzącym leniem, który nie przykłada się absolutnie do żadnej pracy, głównie tej w domu. Matka moja wychowywała się na wsi, jako nastarsza z rodzeństwa, i od niepamiętnych czasów zasuwała jak koń pociągowy w polu, a zwłaszcza w domu i przy dzieciach. Z tego, co mi wiadomo, ona i jej rodzeństwo pracowali często ponad siły, szczególnie siły kilkuletnich dzieci. I dopierto teraz, po wielu latach, zrozumiałam, że w tym, jak odnosiła się do mnie, była zwykła zazdrość - o beztroskę, swobodę, brak obowiązków. Mało tego, zdałam sobie sprawę, że zazdrość jest problemem większości rodziców, ale to w ogóle temat na oddzielną książkę, a nie tylko jeden wpis na blogu.

Wróciłam pamięcią i emocjami do tamtych wydarzeń i uświadomiłam sobie kilka spraw. Po pierwsze wymagania, jakie padały z ust matki, były nie tylko nie do udźwignięcia przez sześcio- czy siedmioletnie dziecko, ale były dla niego kompletnie niezrozumiałe. Ja nie miałam pojęcia, w czym rzecz, co to znaczy "nie być leniwą"... Po drugie matka nigdy, przenigdy nie powiedziała mi jasno, co i jak mam robić. Ogarnia mnie pusty śmiech, gdy o tym myślę, ale nie dostałam żadnych lekcji ani wskazówek, jak ogarniać swój kąt, pokój, łazienkę czy kuchnię. NIGDY nie pokazała mi, jak obsługuje się pralkę czy kuchenkę gazową! Nie uczyła obsługi odkurzacza, zmywania, obierania ziemniaków, rozkładania zajęć. Po trzecie pojęłam, że bez względu na to, co i jak bym zrobiła, i tak byłaby niezadowolona. Po czwarte taka sytuacja była jej bardzo na rękę, bo dawała jej kolejny argument na to, żeby się nade mną znęcać psychicznie i fizycznie, bo przecież byłam leniwym debilem. 

No i jest po piąte... 

Nadszedł dzień, kiedy osiągnęłam wszystkie umiejętności, których ode mnie wymagano, a których nie nauczono. Rzecz jasna nauczyłam się ich sama (a częściowo w szkole z internatem). Matce zawsze było źle. Doszłam o własnych siłach, płacąc za to czasami niewyobrażalną cenę upokorzeń, do dorosłości, dojrzałości, jako takiej samodzielności. Wciąż źle. I wtedy trafił mnie szlag. Nie tylko zrozumiałam, że to wszystko na nic i że należy wyzwolić się z tego zaklętego kręgu zła, ale też dotarło do mnie, że jako dziecko nie byłam leniwa, ale owszem - że często stawiałam bierny opór, jak te dzieci z anoreksją. Bo mnie się w dziecięcej naiwności wydawało, że ja to wszystko umiem zrobić, ale nie robię, żeby zachować choć tę odrobinę niezależności, poprzez mówienie NIE obowiązkom domowym. Nigdy bym się przed sobą i światem nie przyznała, że nie mam bladego pojęcia, jak się zabrać za rzeczy, których się ode mnie wymaga, a już tym bardziej nie umiałabym powiedzieć, że wymaga się za dużo...

Nie jestem w stanie określić, ile szkód wyrządził ten sposób postępowania ze mną, przede wszystkim w mojej relacji do siebie samej. Karałam siebie za tyle spraw, na które nie miałam wpływu, które były poza moim zasięgiem albo które były ponad moje siły. Gdy miałam jedenaście lat, spowiadałam się z lenistwa i ksiądz zwrócił mi uwagę, że w tym wieku trochę trudno mówić o chronicznym lenistwie, ale jakoś to do mnie nie przemówiło wtedy. 

Zauważyłam, jak u wielu dorosłych ludzi pozostał ten bierny opór, to miganie się od obowiązków, które z pozoru nie powinno mieć racji bytu. Myślę sobie wtedy, czy przypadkiem nie jest to manifestacja doświadczeń z przeszłości. Tego rodzaju walka o autonomię jest bezsensowna, można powiedzieć, że irracjonalna, tak samo jak anoreksja jest nieracjonalnym sposobem na walkę o wolność.

Ale dziś już nie muszę walczyć o ochłapy autonomii - tylko nie zawsze jeszcze o tym pamiętam.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości