Zasznurowana Zasznurowana
318
BLOG

Ciało, które mówi - cz. 2 (budzenie się z hipnozy)

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Zauważyłam to całkiem niedawno - zostałam w dzieciństwie i wczesnej młodości zaprogramowana na sposób, który do złudzenia przypomina hipnozę. Moje ciało reaguje na określone wydarzenia, pragnie określonych rzeczy (nie zawsze dla mnie dobrych) i nawet nie jest świadome, że nie działa według swojej suwerennej woli, ale podług czyjegoś "programu". Przebudzenie jednak z tego stanu nie nastąpiło od razu, w zasadzie wciąż w nim jestem, ku swojemu niezadowoleniu. Najdoskonalej to, o czym piszę, widać, gdy prześledzi się moją ścieżkę zawodową. Do pewnego momentu (końca studiów) wydawało się, że idę drogą, jaką dyktują mi moje naturalne zdolności i predyspozycje, ale potem... 

Miałam taki moment, tuż po obronie, kiedy dosłownie coś mnie "opętało" i wiedziałam, że MUSZĘ obrać kierunek, który dziś oceniam jako jeden z objawów choroby, bo tylko szalony człowiek porywa się na coś takiego. Przez kolejne kilka lat (o ile dobrze liczę, ponad dziewięć) wszystko było zdeterminowane tym szaleństwem, dopóki nie pojęłam, że otrzymałam je w spadku po matce, jeszcze przed moimi narodzinami. Co się wówczas stało? Moja matka otrzymała pewną propozycję, o którą kilka miesięcy wcześniej bardzo walczyła. Propozycję nie byle jaką, bo wyjazdu za granicę. Był koniec lat siedemdziesiątych, a ona mogła całkiem legalnie ruszyć do egzotycznego kraju i sobie tam pracować, ale... była już w ciąży, którą też sobie bardzo wymarzyła... Gdy dziś o tym myślę, gdy wyobrażam sobie tę scene, o której wielokrotnie z jej ust słyszałam, kiedy ze łzami w oczach mówi, że nie może jechać, bo spodziewa się dziecka, ROZUMIEM WSZYSTKO. Przypominają mi się wszystkie późniejsze wydarzenia, gdy słyszałam, jak mówiła do kogoś (jakby mnie obok nie było), że żałowała, że byłam z nią w danym momencie, bo przez to straciła jakąś wielką szansę... Znam poczucie niestosowności swojego pojawienia się na świecie, bycia balastem, w końcu rozumiem, dlaczego zawsze uważałam, że gdyby nie ja, matka byłaby szczęśliwa, że to wszystko moja wina - te jej udręki, depresje, kłopoty finansowe, nieudane życie osobiste, a nade wszystko zawodowe, bo gdyby wtedy pojechała, to... ojej, jaka byłaby szczęśliwa. I rozumiem, dlaczego tak bardzo chciałam/chcę umrzeć. 

Swoim wyborem ścieżki zawodowej chciałam opowiedzieć tę historię, ale też chciałam uczynić zadość pragnieniom matki, wypełnić JEJ stratę. Czułam każdą komórką swojego ciała, że jeśli nie zrobię tego, nie stanę się tym, kim ona się wówczas nie stała, to nie będę szczęśliwa, co - dziś wiem na pewno - nie do końca było prawdą. Gdy zaczęłam się budzić z tej hipnozy, chciałam od razu wyplątać się z układu, w jaki mnie ona wprowadziła. To jednak nie jest wcale takie proste. Wpadłam po uszy, mam chwilami wrażenie, że jestem w pułapce i że nie ma z niej wyjścia. Próbuję, chcę, walczę i... wciąż TU jestem. Przeżywam kolejny "dzień świstaka". 

Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze bo moje ciało nie przestało być zaprogramowane i np. na myśl, że miałoby z tego kierunku zrezygnować, odczuwa silny dyskomfort, a więc blokuje mnie - pomimo mojej woli - na nowe kierunki. Po drugie zaś ponieważ zabrnęłam tak daleko w kompetencjach z danej dziedziny, że z pozycji rekrutera chociażby skazana jestem na tę, a nie inną branżę i nie jest dla mnie możliwe pracowanie w zawodzie poniżej pewnego poziomu. W istocie, przez minione lata zyskałam wiedzę, umiejętności, a także znajomości w tak szerokim zakresie, że stało się to częścią mnie, przenika moje życie, sytuuje w środowisku... Z polonisty-dziennikarza stałam się inżynierem, szkoleniowcem, marketingowcem, a wszystko przyszło stosunkowo łatwo i to tylko dlatego, by wypełnić jakieś nie swoje pragnienie. 

Obudziłam się więc i zaczynam widzieć, co zrobiłam będąc w uśpieniu. I pomyślałam sobie: "wszystko fajnie, tylko skoro do tego doszło, to dlaczego nie poczułam spełnienia i wolności?" Tego przecież podświadomie oczekiwałam, pędząc ku tym marzeniom. Bo nie mogłam ich odczuć - spełniałam nie swoje marzenia. W zasadzie... to pozbawiło mnie MOICH marzeń, tzn. uwolniło mnie od nich, ponieważ po pierwsze nigdy nie wiem, czy naprawdę należą do mnie, a po drugie nasycenie i wolność znalazłam tylko w Bogu.

c.d.n.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości