Zasznurowana Zasznurowana
316
BLOG

Pierwotne Pragnienie

Zasznurowana Zasznurowana Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Najpierw będzie Święty Paweł:

 

Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać — nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek we mnie ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś — prawu grzechu (Rz 7, 18–25)

 

A teraz Zasznurowana:

Odnalazłam w sobie czyste pragnienie bycia dobrym człowiekiem.

 

Dopiero przed momentem zdałam sobie sprawę z tego, że pisałam o tym samym, a jeszcze dokładniej zawarłam tę treść w  komentarzu skierowanym do Prowincjałki

Czasem jednak może ona [historia człowieka] pozostać zakryta i człowiek - nieświadomy, że jego słabości są poza zasięgiem jego woli ze względu na kalectwo świata emocji - będzie przeżywał męki, widząc, jak jest słaby i że nie potrafi w okazywaniu dobra osiągnąć takiej doskonałości, o jakiej marzy. I to jest dopiero sposób na doskonałość! Jaką bowiem wtedy heroicznością musi się ktoś taki wykazać, jeśli chodzi o zaufanie Bożemu Miłosierdziu, a nie ilość niepopełnionych grzechów. W tej walce o prymat Boga oczyszcza się jak złoto w tyglu, wychodząc z niej całkowicie wolnym od przekonania o swojej mocy, a więc całkowicie otwarty na Boże Działanie w nim.

 

Nie znamy szczegółów z życia Pawła z Tarsu - tych z wczesnego dzieciństwa, rzecz jasna, więc (tak jak i on) nie możemy stwierdzić, w którym momencie jego ciało zostało zaprogramowane do czynienia zła, którego on nie chciał. Dla Jezusa, jak widać, nie było to tak istotne, jak jego wolna wola czynienia Dobra. 

Od jakiegoś czasu mocno skupiam się w swoich wewnętrznych rozważaniach na kwestii PRZYMUSU czynienia pewnych rzeczy, złych najczęściej. Dzięki przybliżeniu sobie spuścizny Alice Miller dowiedziałam się, iż jest to nic innego, jak opowiadanie przez nasze ciało historii, którą przeżyliśmy w dzieciństwie, a która została przez nas wyparta, głównie po to, by uchronić rodzica (bądź opiekuna), będącego naszym oprawcą. Ten przymus w moim przypadku jest tak czytelny, że aż dziw mnie bierze, iż zaledwie przed rokiem zaczęłam go widzieć. I, co ciekawe, nie jest on groźny dla ludzi, którzy UWIERZYLI  w Słowo Ewangelii i - zapierając się siebie (swojego zaprogramowanego na zło ciała) - wzięli krzyż walki ze złymi skłonnościami, zgodnie z naukami Jezusa, głównie dotyczącymi Posłuszeństwa Ojcu. Wówczas w istocie słabość zamienia się w moc i dlatego to Wiara jest podstawą Zbawienia. 

Ciekawe (i uwalniające) było dla mnie dotarcie do czasu, gdy jeszcze byłam za mało skażona złym wychowaniem, by nie być sobą i odkrycie, że w istocie zawsze chciałam czynić Dobro. Mało tego - pojęłam, że nie było to wynikiem pragnienia dostania się do Nieba. O, nie! Jest to tak pierwotne pragnienie, które widzę u większości znanych mi osób, że nie ma ono nic wspólnego z żadnymi religijnymi nakazami. W moim najbliższym otoczeniu niewielu jest wierzących, a jeszcze mniej praktykujących osób, a mimo są w tych ludziach niekończące się pokłady Dobra, które czynią bez skrępowania, jakie tak często widzę u samych katolików (jakie mam ja i jakie było w mojej rodzinie). Właśnie wśród tych dusz sznurki mojego gorsetu zaczęły się luzować kilka lat temu. Oczywiście to, że znalazłam się w takim środowisku, nie oznacza, że katolicy są źli, a niewierzący dobrzy. Chodziło raczej o to, by pokazać, że Dobro jest ludzką naturą, o wiele głębiej w nas osadzoną, niż nam się wydaje. Jezus swoim Prawem uwolnił nas na bycie sobą, w tym pierwotnym znaczeniu właśnie, bo każdy, nawet najbardziej krzywdzony w dzieciństwie, komu najtrudniej być dobrym, odnajduje w Nim w końcu uwolnienie od przymusów i zmienia bieg wydarzeń bez konieczności powtarzania złych czynów na swoich dzieciach. To uwolnienie może nawet doprowadzić do całkowitego uzdrowienia, kiedy zaszczepione zło znika z ciała.

Ciało jest tu kluczem do pojęcia przymusów, które nas nękają. Bowiem to ono reaguje w różnych sytuacjach, które wymagają decyzji, jakiego rodzaju działanie mamy podjąć. No i bardzo często okazuje się, że robimy nie to, czego chcemy, że to ciało jest silniejsze. Być może jestem jednym z najsłabszych stworzeń, skoro Bóg zechciał mi pokazać, skąd się to w nas bierze. Najpierw uczynił to podczas medytacji, oświecając moją historię i związane z nią reakcje przeniesione w czasie. Później "podsunął" odpowiednią lekturę i dał odetchnąć całkiem swobodnie. Przy czym wiele razy byłam w wielkim niebezpieczeństwie, kiedy trafiałam na kiepskich psychologów (głupich po prostu), czy niekompetentnych duchownych (tu na usta cisną mi się o wiele mocniejsze epitety), którzy pogrążali mnie w jeszcze czarniejszej otchłani i w jeszcze większym cierpieniu. Doprawdy tylko Bóg mógł mi pomóc w tej beznadziejności. Dano mi zrozumieć, że  zło, które czynię, jest odbiciem zła, które uczyniono mi i kolejnym Cudem jest fakt, iż uczyniłam go innym stosunkowo mało, jak na tę męczarnię, którą przeżyłam. Ale za to poraniłam siebie... Nigdy świadomie nie wybrałam zła i rzeczywiście służyłam umysłem, a nie ciałem, czasami na granicy heroizmu i szaleństwa, coraz mocniej chwytając się Posłuszeństwa jako jedynego ratunku. 

Dlaczego tak wielu ludzi, którzy nie mieli Ewangelii w rękach, a na Mszy ostatnio byli podczas chrztu (albo wcale), uczynili mi więcej dobrego niż rodzina? Dlaczego nie wyżywali się na mnie, mówiąc, że to dla mojego dobra? Dlaczego jeden przełożony był katem, a inny aniołem? Każdy z tych ludzi swoimi czynami opowiada mi swoją własną historię, najczęściej o rodzinnym domu, o matce, ojcu, rodzeństwie i wychowawcach. I kiedy z nimi rozmawiam, dostaję potwierdzenie tej tezy. Z drugiej strony spotykam ludzi wierzących, którzy zaznali przemocy, czasem od bardzo pobożnych rodziców, a mimo to ich ciała nie mówią mi tej opowieści o okrucieństwie - bo ludzie ci wybrali Posłuszeństwo Ewangelii, a Posłuszeństwo przyciąga Opatrzność, która potrafi zablokować najbardziej nawet źle zaprogramowane ciało. Wszystko zależy od tego, czemu służy nasz umysł.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo