Zasznurowana Zasznurowana
581
BLOG

Życie na nowo

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 9

A co było dalej z moją nie-samotną samotnością? Poza tym, że mnie dopadły opisywane na tym blogu dolegliwości i że zaczęłam układać się z przeszłością... żyło mi się cudownie. Jak się głębiej nad tym zastanowić, niczego mi nie brakowało. I zaczęłam myśleć, czy ja w ogóle chcę z kimś być, czy to jest to coś DLA MNIE. No i zaskoczyłam samą siebie - nie miałam na to najmniejszej ochoty!

ALE

Zapytałam się Boga, jak On się na to zapatruje. Nie pozostawił mi cienia wątpliwości: masz się uzdolnić do stworzenia zdrowego i szczęśliwego związku. Tak to rozeznałam, ale w sobie znalazłam opór z jednego zasadniczego powodu: z całą brutalnością dotarło do mnie, że jestem kompletnie na to niegotowa. Musiałam zaczynać od zera, od absolutnych podstaw budować świadomość tego, czym dobry związek jest, a raczej taki, jaki byłby Bogu miły. Rozpoczęła się wewnętrzna harówka, noce spędzone na modlitwie, szukanie odpowiedzi w Piśmie Świętym, poradnikach, a zwłaszcza jednym...

Książkę Robin Norwood "Kobiety, które kochają za bardzo" kupiłam wiosną z myślą o koleżance. Tak, chciałam ją dać komuś innemu, będąc przekonaną, że mnie nie jest potrzebna, dopóki nie zaczęłam czytać. Wyłam z bólu, książka fruwała po mieszkaniu, kiedy czytałam najmniej wygodne prawdy. Nie uniosłam jej wówczas. Ale jesienią wróciłam do niej. I to był wtedy czas właściwy.

Krok po kroku rozgryzałam siebie i wewnętrzne mechanizmy, które sprawiały, że nie tylko nie udało mi się nigdy niczego szczęśliwego stworzyć, ale które mnie samą głęboko unieszczęśliwiały. Byłam załamana tym, jak wiele pracy przede mną. Czułam, że ta samotność będzie musiała chyba się przedłużyć bardziej, że tu nie ma się co pośpieszać. Dobry Bóg wspierał mnie w tym i prowadził wewnętrzną drogą dość sprawnie. Robi to nadal.

Po pierwsze więc musiałam zrezygnować z WŁASNEJ wizji na szczęśliwe życie. Zaczęłam znowu uważnie przysłuchiwać się temu, co mówi się do mnie prosto w serce. Okazało się, że nie ma konieczności wprowadzania zbyt dużych zmian w tym, co do tej pory wypracowałam. Należy to wręcz kontynuować, rozwijać siebie, budować dobre relacje z ludźmi, organizować swoje życie tak, by było dobrze w nim nie tylko mnie, ale i tym, z którymi przyszło mi dzielić los. Przyjrzałam się swoim współlokatorom, naszym relacjom, temu, jak się do nich odnoszę... Wiele nie trzeba było poprawiać, a jednak te drobne korekty sporo zmieniły - także w moich domownikach.

Zaczęłam się troszczyć o siebie z większą uwagą. Pomyślałam, że powinnam umieć zająć się sobą dokładnie tak, jak zajmowałabym się kimś, kogo kocham. W wielu kobietach dominuje przekonanie, że dopóki nie mają męża, gromadki dzieci, psa i teściów pod dachem, którym trzeba usługiwać, same nie potrzebują specjalnego traktowania. Tymczasem, kiedy traktuję siebie ze szczególną delikatnością, podświadomie wysyłam sygnał otoczeniu, by traktowało mnie tak samo. Nie wiem dokładnie, jak to działa, ale otoczona jestem coraz większym gronem dbających o mnie ludzi. Można powiedzieć, że urodziłam się jeszcze raz i jeszcze raz rozpoczęłam przeżywanie swojego życia - tym razem świadomie i już całkiem poprawnie:)

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości