Zasznurowana Zasznurowana
546
BLOG

Świadoma samotność zabija samotność

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 9

 

Moja ostatnia historia "związkowa", o której tu dość obszernie pisałam, mocno podcięła mi skrzydła. Podcięły mi je zarówno jej przebieg, jak i bolesne zakończenie. Ale mądrzy ludzie wiedzą, że jak Bóg kogoś mocno kocha, to mu nie tylko nie oszczędza "przygód" życiowych, lecz je raczej mnoży... Tyle że nie robi tego dla zabawy. Ból pobudza mnie zawsze do myślenia, do zadawania pytań, wyciągania wniosków. Im jestem starsza, tym lepiej mi idzie.

Zerwanie z Arkiem bolało mnie nieprawdopodobnie. Oczywiście nie musiałam zrywać (teoretycznie), ale gdy brałam to na logikę, innego wyjścia nie było. Dominowało we mnie poczucie totalnej klęski. Jednak życiowe doświadczenia nauczyły, że jak zaczynam czuć pod stopami dno, to jest to najlepszy moment, by rozpocząć wszystko na nowo, bo najgorsze, co można zrobić, to na tym dnie pozostać i użalać się nad sobą.

Zaczęłam myśleć. Zebrałam do kupy dotychczasowe wydarzenia, które zamieniłam na wartości jakiegoś wielkiego równania i za każdym razem, gdy wciskałam w głowie znak równości, pojawiał mi się jeden wynik: musisz być przez jakiś czas sama, bezterminowo, granicę tego czasu ma określić stopień twojej dojrzałości do wejścia w ściślejszą relację z drugim człowiekiem. To nie było łatwe. I prawie nikt tej decyzji nie zrozumiał, lecz ja sama - w sekundzie jej podjęcia - poczułam, jakby ktoś z moich pleców ściągał wielki ciężar. Po raz pierwszy byłam wolna. I dopiero ogranęłam umysłem, jak zniewalało mnie tzw. "parcie na chłopa".

Decyzję tę podjęłam jednak tylko dlatego, że bezgranicznie zaufałam Bogu. Samej byłoby mi ciężko to zrobić. Nie mogłabym tego uczynić nawet przy wsparciu drugiego człowieka. Oparłam się na Stwórcy z całym ciężarem swych zranień i win. Oddałam swoje lęki i samotność. I przestałam się czuć samotna...

Nie umiem opisać, jak ważne było to wydarzenie dla mnie. Zamiast poczucia pustki i niespełnienia, moją duszę wypełniła radość, któej źródło, zgaduję, pochodzi od samego Boga. Znalazł nareszcie we mnie wystarczająco miejsca, by zacząć działać swobodniej. Ciągłym martwieniem się o to, by z-kimś-być (choć może raczej kogoś-mieć) zagłuszałam inne potrzeby i sprawy niezałatwione. Wtedy to wybuchły z siłą wulkanu problemy, o których tak szeroko tu pisałam. Wróciły wspomnienia, zwłaszcza te złe, zaczęła fizycznie odczuwać stare krzywdy, choć zdawać się mogło, że nie powinien po nich zostać ślad w pamięci...

Zaczęłam istnieć jako JA, bo okazało się, że na to, kim jestem, złożyły się właśnie te sprawy, które wypchnięte zostały głęboko do podświadomości. Musiałam do nich dotrzeć (co też się po części stało na tym blogu) oraz się z nimi pogodzići pożegnać. Tak wiele kobiet, które kochają za bardzo, błędnie zakłada, że wejście w związek rozwiąże ich problemy, dążą do niego ślepo i z zacięciem godnym wielkiego wojownika. Tymczasem moment, kiedy stajemy się dorosłe i samodzielne, należy de factopoświęcić na lepienie tego rozbitego dzbana, jakim jesteśmy po wyjściu z rodzinnego domu (o ile go w ogóle miałyśmy). Nie ma innej drogi ku szczęśliwemu życiu, jak rozpocząć walkę o siebie, dać siebie mądrze kochać innym, a zwłaszcza pozwolić Bogu się prowadzić.

Po pierwsze więc, gdy już tę ulgę odczułam, zaczęłam dostrzegać wokół siebie ludzi. Dziwnie brzmi, ale nareszcie otworzyły mi się oczy i dostrzegłam, że mam wokół siebie osoby, które są dla mnie ważne. Wreszcie środek ciężkości moich priorytetów przesunął się w stronę budowania dobrych relacji "w ogóle", a nie tylko z tym "jedynym", którego ani widu, ani słychu...

Ludzie dali mi wsparcie w wychodzeniu z odmętów przeszłości, pomogli zamknąć drzwi z napisem "piekło" i podali rękę (mniej lub bardziej świadomie), gdy stawiałam i stawiam pierwsze samodzielne kroki na zupełnie nowej drodze życia.

Nie chodzi o to, że namawiam na taką decyzje wszystkich. Mogę tylko zachęcić, dodać odwagi, bo nie jest łatwo dać się przekonać do tego pomysłu, zwłaszcza kogoś, dla kogo "bycie-z-kimś" jest celem życia. Rzecz w tym, by być dobrze i nie z byle kim.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości