Zasznurowana Zasznurowana
514
BLOG

O tym jak w kupie łajna złota szukałam

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Naprawdę nie umiem grać w szachy, znam tylko parę zasad i wiem, że trzeba mieć umiejętność przewidywania kilku ruchów naprzód. Wiem natomiast, czym różnią się pionki od innych figur. Tyle że jako kobieta, która kocha za bardzo, nie umiałam do tej pory zobaczyć, że ludzie, których uważam za bardzo ważnych, są tak naprawdę zwykłymi pionkami.

Myślałam do niedawna, że jak stracę z oczu mężczyznę, to umrę, jakby to on był królem na szachownicy - "szach-mat" i gra już nie będzie miała sensu. Potem zjawił się kolejny i myślałam podobnie. Okazało się, że nie tylko był pionkiem, to w dodatku tym z przeciwnej drużyny i "zbicie" go toruje mi drogę do wielkiej wygranej.

"To nie on!" - dotarło do mnie. W ogóle świat jest większy i piękniejszy bez niego, a ja pozwalałam sobie na manipulację przez takiego oszusta. Dlaczego? Jak to się stało, że się aż tak zapętliłam? Dlaczego nie widziałam nigdy siebie? Dlaczego nie byłam sama dla siebie ważna, ani moje uczucia, ani moje dobro, ani moja przyszłość? Dlaczego wolałam umrzeć, niż żyć bez kogoś, kto zatruwa życie jak toksyczna substancja?

Od urodzenia wplątana byłam w jakąś grę. Ciągle mną manipulowano podług widzimisię tego, kto aktualnie się mną zajmował albo kim ja się zajmowałam. Nie nauczono mnie samodzielnego myślenia, wolnego myślenia... bo to było nie na rękę tym, którzy chcieli osiągać własne cele, nie licząc się z moim dobrem. Nigdy nic nie było prawdziwe, a poruszanie pewnych kwestii surowo karane. Tak samo było w moich związkach: nie mówi się o wzajemności, nie zagaja o byciu razem, nie wolno domagać się gestów i słów, a już na pewno nie obecności. Ciągły terror - to ja byłam ta zła, ten tyran, który chce czegoś, czego dostać nie może, który ośmiela się w ogóle czegoś pragnąć. A z drugiej strony miałam ciągle być, na każde skinienie gotowa, by przybiec, przyjechać, rzucić wszystko... Poszło im gładko, byłam niebywale podatna na niewidzialne wręcz sugestie, które z czasem nasilały się, że jestem kimś nieważnym, niewystarczająco istotnym w ich życiu, abym zasługiwała na więcej. Stałam w kolejce jak żebrak na Miodowej pod kościołem kapucynów, czekający na zupę, kóry musi liczyć się z tym, że się nastoi, a strawy nie dostanie. Zawsze ktoś był pierwszy, ważniejszy, zawsze były inne priorytety. I nie chodzi o to, że mam do nich pretensje o taką manupulację. Nie! Te biedne stworzenia, ci kalecy mężczyźni nie umieli inaczej... Ja po prostu nie mogę pojąć, jak to się stało, że w to weszłam i im uwierzyłam, że mogą mnie tak traktować, że nie kopnęłam ich w dupy zawczasu. Brnęłam jak ostatnia idiotka w te układy...

Oni W OGÓLE nie powinni byli zagościć w moim życiu w tej roli, w jakiej zagościli. To powinny być tylko jakieś tam powierzchowne znajomości, które nic nie znaczą dla mnie. Tak jak dziś, gdy spotykam im podobnych i ani minuty nad nimi nie rozmyślam, bo... nie są tego warci. I te moje "miłości" też nie były tego warte. Chciałam - brzydko mówiąc - w kupie łajna znaleźć złoto, choć wszystko aż krzyczało do mnie, że to tylko gówno i nic więcej. Naprawdę.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości