Zasznurowana Zasznurowana
473
BLOG

Syndrom odstawiena, czyli delira na maksa

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Alkoholik musi odstawić alkohol, zanim zrozumie, dlaczego po niego sięgał. Nierozumne jest wpieranie sobie, że jak to pojmie, to z automatu odechce mu się pić. Nie, bo jego organizm - a nie tylko umysł - jest uzależniony, a poza tym każdy kolejny wypity kieliszek rujnuje mu zdrowie.

Podobnie jest z kobietami uzależnionymi od toksycznych związków, toksycznych matek, ludzi... Tak było ze mną. Zanim pojęłam mechanizmy swojego uszkodzenia, musiałam zerwać kontakt z matką, Panem przemocowym, środowiskiem, które mnie wyniszczało. Jestem kobietą, która kocha za bardzo. Ale nim to do mnie dotarło, miałam już za sobą odcinanie pępowiny ze swoją rodzicielką. Już stałam na własnych nogach, już nie płaciłam jej długów, nie wysłuchiwałam żalów, nie dzwoniła do mnie każdego dnia, nie zatruwała mnie. Zerwałam kontakt z toksycznym facetem, ale długie tygodnie wyłam w poduszkę za nim z tęsknoty, walcząc z chęcią powrotu. Nie dało się inaczej, trzeba było te "trucizny" odstawić, po prostu.

Ale trzeba się wówczas liczyć z nadejściem syndromu odstawienia albo z próbą wejścia w kolejny nałóg. Dopada delira. Mnie dopadła teraz, gdy zaczęły znikać inne narkotyki, jak jedzenie czy zakupy. Jest strasznie. Czuję chwilami, że mnie to zwala z nóg, chce mi się wyć, drapać ściany, a gdy widzę torta albo inne ciasto, mam ochotę rzucić się na nie i jeść do rana, aż pęknę.

Nie mam, po prostu nie mam żadnego znieczulacza obecnie. Nic. Już wiem, że nie wrócę do tego, co było, znalazłam się na drugim brzegu, ale przywykanie do nowej rzeczywistości przytłacza mnie. Jest normalnie, jest bezpiecznie... a ja nie znam tego terenu, czuję się jak przybysz, który boi się, że zostanie wykluczony z nowej społeczności. Czuję się winna. Naprawdę jest we mnie poczucie winy, że zamarzyłam sobie tę normalność, bycie szczęśliwą kobietą, 

A jednak widzę, że to się da zrobić. Można brać Miłość, nie odrzucać jej, przyjąć do świadomości możliwość bezwarunkowej akceptacji. Mało tego - można to brać od siebie samej. A nawet pozwolić sobie na "luksus" tego odstawienia i bycia w depresji. Daję sobie czas, a to chyba wielki komfort. Pozwoliłam sobie samej na nie wchodzenie w związek, bez względu na doradzaczy, którzy apelują, że "zegar tyka". Niech tyka. Dziś mam to w dupie. Z tą delirą to nawet może mi atomowy tykać. Pozwalam sobie nawet na to, że cała jestem bólem. Mogę nim być, nikt mi nie zabroni. Tak byłam zasznurowana, że sobie nawet na to nie dawałam pozwolenia. Muszę to przejść, nikt za mnie nie przeżyje mojego życia, nikt tego bólu na siebie nie weźmie, a już na pewno nie wszyscy doradzacze. I nie jest niczyją sprawą to, ile potrwa ten stan. Nieważne - już nie mam zamiaru się go wyprzeć.

Do tej pory tak było: zaczynało boleć, czułam się winna, że boli, szukałam ukojenia, zamiast pozwolić przejść fali uderzeniowej. Na moment miałam złudzenie, że sobie poradziłam, a za kilka dni kryzys wracał. Szukałam więc kolejnego znieczulenia... i tak przez kilka lat. Już mam dość. Przecinam sznureczek na gorsecie, dając upust cierpieniu i żalowi, który rozsadza mnie od środka.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości